Dzień 1

    DZIEŃ 1

Siemanko!!!

Piszę drugi raz tym razem na telefonie… Bo dosłownie 2 minuty temu pisząc na komputerze w hostelu w Kijowie po 2h pisania nagle wszystko się usunęło i kij psu za przeproszeniem nie powiem gdzie że z całym materiałem.
Jak wyglądał nasz pierwszy dzień wyprawy?? Zapraszam do lektury…

Tak więc piszę raz drugi – będzie tego dużo ale w sumie jak i tak macie siedzieć i bez sensu przewijać Facebooka to chociaż przeczytajcie to co się u nas dzieje bo powiem że jest nawet nieźle jak na pierwsze dni podróży

 

Tak więc pierwszy krok zrobiliśmy w kierunku Wwa- odważnie co nie?? I to pociągiem

A tak bez żartów to zdecydowaliśmy że pojedziemy na wygodnosci do Lublina pociągiem żeby nie kitosic się cały dzień na wyjazd z Polszy bo przecie nie o to nam chodzi  chcieliśmy i w sumie dalej chcemy jak najwięcej ogarnąć co się dzieje za naszymi granicami i przekazać wam szczerze na miarę naszych możliwości WAM

Tak więc dojechaliśmy do Lublina i tam zaznalismy po raz pierwszy symptomu „obojętności wakacyjnej”

Jednym słowem niezbyt przejmowalismy się co wydarzy się za minutę, godzinę czy też kilka dni…

Szybki rozgląd i wylądowaliśmy w barze „Perełka” degustując lokalny złoty napój. Relaksując się i mając wszystko w dupie.
W końcu najdłuższe wakacje życia, a ostatnie miesiące spędziliśmy na nauce do maturki ( no może nie do końca tylko na nauce ale liczy się fakt).

Siedząc tak pod parasolem w barze do rozmowy dołączył się „typowy Janusz”… Dał nam znać o swojej nienawiści do Ukraińców I Ruskich, a jak dowiedział się że tam jedziemy to pokiwał tylko głową i stwierdził że jesteśmy szaleni… Szczerze powiedziawszy średnio brałem jego uwagi do serca gdyż facet nigdy nie był za granicą, a mówił jak jest na świecie…
Ja osobiście wychodzę z założenia, że zanim cokolwiek się powie, na jakikolwiek temat wyrazi subiektywne zdanie to trzeba mieć dobre argumenty a najlepiej życiowe doświadczenie w tej sprawie.

Tak więc mimo ostrzeżeń o niebezpieczeństwie Na Ukrainie, i czyhających na nas zasadzek jedziemy tam na przekór, żeby samemu sprawdzić jak jest naprawdę, walnąć kilka fociszek, nagrać jakiś filmik i podzielić się tym z WAMI.

Pytając się przy okazji właściciela baru,który swoją drogą również ostrzegał przed Ukraina, doszliśmy do wniosku że najlepiej będzie przewieźć tylko jeszcze raz pociągiem do Chełma za 3 ziko i stamtąd sru na granice już stopem.

Było zajebiście gorąco, szczególnie odczuliśmy to szukając dogodnej miejscowy na łapanie jakiejś fury która jechałaby w kierunku Dorohuska – wioski granicznej z Ukraina.

Niosąc plecak uświadomiłem sobie, że chyba napakowalem za dużo rzeczy (trochę to ciężkie było)… Mimo tego że myślę że same najpotrzebniejsze rzeczy tylko że soba zabrałem.
… W większości jedzonko – puszki które niestety ważą, ale bez tego ani rusz… W krytycznych sytuacjach taka makrelka świetnie wpływa na samopoczucie a do tego niweluje poczucie głodu… no i jest w sosie pomidorowym ! 🙂

Pierwsza osoba która się zatrzymała był facet w średnim wieku. Jechał swoim Fiatem Bravo do roboty na granice.
Po drodze dowiedzieliśmy się pierwszej lokalnej ciekawostki – otóż lokalny biznes kręci się wokół przemytu fajek i wódeczki od naszych wschodnich sąsiadów do Polski.

Ponoć na targu w Lublinie za 6 złotych można już znaleźć czerwone LD – nie palę, ale porównując ceny to chyba korzystnie, prawda?

Handel kwitnie, ludzie masowo sprowadzają te dwie używki do nas do kraju, aby następnie z zyskiem sprzedać. Nie mam pojęcia i dowodów na ile legalnie jest to wszystko robione, lecz domyślam się, że celnicy mają sporo roboty, a sznurek samochodów ciągnie się przez kilka dobrych kilometrów. Wszystko to spowodowane sporym bezrobociem w tej części Polski. Obszary głównie rolnicze, niezbyt dobrze rozwinięte, prawie wcale nie ma tam przedsiębiorstw które mogłyby zatrudnić lokalnych mieszkańców na większą skalę. To wszystko składa się zatem na super popularne tutaj szmuglowanie.

Tak więc zostaliśmy podwiezieni  tuż pod przejście granicznym.
Okolica niezbyt ciekawa, aczkolwiek tak wygląda typowa wschodnia granica 🙂  kilka barów i smierdzący ( z zewnątrz przynajmniej bo w środku nie byłem) komuna hostel, porozrzucane śmieci – klimacik rodem z filmów o końcu świata i opuszczonych miasteczkach.
Czułem na sobie spojrzenia kilku osób, które sączyły piwko w cieniu parasoli – zapewne miejscowi, których mały świat znajduje się właśnie w tamtym miejscu, a my do niego wtargnęliśmy siłą i zaburzyliśmy wewnętrzny spokój.

Wzięliśmy plecaki i ruszyliśmy w stronę kolejki, która i tak dzisiaj była podobno niedługa…tej granicy na pieszo nie da się przejść, dlatego musieliśmy znaleźć jakąś podwózkę i dobra duszę co by nas przerzuciła na drugą stronę – na wschód…

Padło na  małżeństwo z Ukrainy, które, jak się dowiedzieliśmy mieli dzieci w naszym wieku, więc dobrze nam się z nimi rozmawiało.
Wpakowaliśmy się do ich busika i czekaliśmy na to aż przyjdzie nasza kolej przy kontroli paszportowej.

Mimo że przed nami było może z 10 samochodów, to czekaliśmy chyba z. 1,5h.

Jako, że małżeństwo paszporty miało zapełnione stempelkami z tego przejścia granicznego, a do tego wiadomo w jaki sposób zarabiało pieniądze – patrz wyżej 🙂 dowiedzieliśmy się od nich, że szybkość przejazdu zależy od humoru i nastawienia służb celnych – zatem nie był to chyba ten dobry dzień dla pracowników straży granicznej…

 

Mieliśmy za to dużo czasu na pogadankę z nowo poznaną parę Ukraińców.

Był tylko jeden problem —
ja nigdy ani ruskiego ani ukraińskiego się nie uczyłem a Bartas trochę gawarit pa ruski w podstawówce

Tak więc liczyliśmy na podobieństwo naszego rodowitego języka z tym używanego przez naszych wschodnich sąsiadów.
Poszło w miarę gładko i szło się dogadać tym bardziej że mieszkali oni przy granicy i Nasz język rozumieli.

Dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy oraz informacji które utwierdziły nas, że opowieści naszego poprzedniego kierowcy nie były wyssane z palca :

1) handel przygraniczny tzw „kontrabanda” jest bardzo popularna – a wszystko to spowodowane dużą stopą bezrobocia w tym rejonie

2) jak rozpoznać typowego przemytnika?
Przekracza granice samochodem osobowym – próbując wtopić się w tłum, bo wiadomo busy, vany i ciężarówki wzbudzają większe zainteresowanie

3) Ukraińcy narzekają prawie tak jak Polacy – po wstępnej rozmowie, dowiedziałem się, że nasi wschodni sąsiedzi mają podobne tematy do narzekania i użalania się nad swoim losem.

Emerytura u nich zaczyna się już czasami od 100 baksów (oni tak mówią na dolary – czyli ok. 400 zł.)

Fundusz zdrowia – bo wyobraźcie sobie, że jak się dowiedzieliśmy nie dość że u nich trzeba bardzo długo czekać
(ale to chyba żadna nowość dla nas) to jeszcze  leki kupowane w aptece są bardzo słabej jakości i trzeba uważać… Chodzi o to że nie zawsze kupując np. lek na ciśnienie możesz być pewny, że zadziała i że jest wyprodukowany z tego z czego powinien…
Dlatego też Ukraińcy przy granicy nie chcąc ryzykować przyjeżdżają do Polski po leki, a przy okazji zahaczają o Biedronkę, gdzie można dostać o wiele więcej produktów niż u nich.

Tak sobie gadając o życiu dojechaliśmy do kontroli, już mieliśmy odjeżdżać w stronę Ukrainy, gdy nagle wezwano Bartasa na przesłuchanie…. Okazało się że to nic poważnego… Celniczka jedynie była mega zainteresowana naszą podróżą i chcąc sobie umilić czas w pracy pytała o Iran i naszą wyprawę, gdy zobaczyła „nietypową dla tego miejsca wizę”.
Podpytywała o różne rzeczy.  Bartas pominąl fakt że jedziemy stopem i zaznaczył, że jedziemy pociągiem…. Różnie to bywa… nie zawsze dobrze jest się przyznać do tego w jaki sposób podróżujesz, szczególnie jak nie znasz dokładnie zasad panujących w danym kraju… we Włoszech autostop jest na przykład zakazany, całe szczęscie jednak, że kraj ten leży w strefie otwartych granic dla obywateli UE.
Czasem zdarza się również, że  pytają się o miejsce noclegu.  Najlepiej podać wtedy wymyśloną nazwę hotelu do którego jedziecie od stolicy danego kraju czyli np. Jak jedziecie do Rosji to hotel Moskwa a do Iranu hotel Teheran – i tak dalej…

W każdym razie babka zaskoczona była bo jak powiedziała jesteśmy pierwsi którzy jadą ta trasa aż tak daleko. Zmotywowało nas to, a do tego powiedziała że ryzykowne bo niezbyt przyjemne tereny – jeszcze bardziej nas to zmotywowało.

Małżeństwo wysadziło nas na stacji benzynowej kilkanaście km po przejechaniu przez Bug.
Pierwsze wrażenie na Ukrainie??
Zero wrażeń! Wszystko jeszcze mega przypominało Polskę – pewnie dlatego że do 2 wojny światowej te tereny do Polski należały…

Wysiedliśmy na najbliższej stacji benzynowej już po stronie ukraińskiej.

Na stacji nie było praktycznie samochodów a przez główna ulice przyjeżdżały sporadycznie  były za to tiry… Wszystkie jednak stały, a ich kierowcy mieli długie kilku lub kilkunastu godzinne przerwy…
Wdaliśmy się za to w dyskusje z jednym z nich…. Okazało się że mieszka we Lwowie i po polsku mówi bez problemów.

Opowiedział nam trochę o sytuacji na Ukrainie z jego punktu widzenia no i okazało się że korupcja stoi na najwyżym poziomie po dziś dzień  do tego znaczącą różnicą pomiędzy wschodem a zachodem jest podejście do łamania zasad oraz konsekwencje… Dla nas był to miód dla uszu, gdyż mieliśmy po dziurki w nosie zasady po zeszłorocznym stopie po Europie.

Popularne jest u naszych sąsiadów zakładanie 2 chipów mierzących tam Czas jazdy kierowcy itp- czyli podwójne wydłużenie czasu pracy…

Po pierwsze firma ma większa przepustowość przewozu a jeden kierowca zarabia za 2 kierowców. Wsio. Wszystkim pasuje ;D

Niestety jak nam również powiedział, funkcjonariusze z Polski (która jest według niego krajem policyjnym)
Zaopatrzyli ukraińskich kolegów w jakieś tam nowoczesne akcesoria i lepsze maszyny do pościgów.
Dlatego teraz na granicy na zachodzie Ukrainy aż do Kijowa może być ciężko z oszustwami i przemytem… ale tylko do Kijowa, bo potem samowolka 😛

Potem poszliśmy łapać dalej stopa i w sumie po kilkunastu minutach poszczęściło się! Zatrzymało się 2 młodych chłopaczków…
Jeden 23lata a drugi brat młodszy 19. Obaj wracali z „pracy” – wieźli ze sobą pieniądze ze sprzedanej wódki i papierosów w Polsce. Nie uczyli się. Nie czuli takiej potrzeby – myśleli już o rodzinie, domu i wiedzeniu spokojnego życia w rodzinnych stronach. Niezbyt popularna sprawa w krajach europejskich.

Większość czasu w drodze do miasta Kowel, bo tam się kierowaliśmy wieźli gadaliśmy o piłce nożnej.
Starszy brat był fanem futbolu, a gadke podsycil fakt że jesteśmy w grupie z Ukraina na najbliższych mistrzostwach

Ukrainiec stwierdził że mamy mamy mocny skład i i sobie wyjdziemy z grupy na spokojnie…
Myślicie że tak będzie???  😀

Do Kowel dojechaliśmy około 20.
Pamiętajcie że na Ukrainie czas o godzinę w przód, zatem w Polsce była wtedy godzina 19:00.

Już mieliśmy iść szukać jakieś kimany czy drzewka pod którym można byłoby się kimnąć ale postanowiliśmy jeszcze spróbować.
.. A nóż widelec da radę i kogoś do Kijowa złapiemy ?

Tak też było… Dosłownie 6 minut potem zatrzymał się koleś swoim transporterem i zaproponował nam podwózke do stolicy Ukrainy.
Koleś byk chyba najbardziej wygadanym typem jakiego miałem okazję poznać w swoim krótkim życiu… Na całe 5h drogi on przez bite 3 h prowadził monolog…   Najlepsze w tym wszystkim, że my klawo z językiem, a on nawijał tak szybko, że praktycznie nic nie rozumieliśmy…. Aczkolwiek dobrze chyba udawaliśmy i często tak na autostopie trzeba… najwięcej słuchać , chłonąć informacje, poznawać świat.

To była jedna z chwil kiedy żałuję że nie znam rosyjskiego ani ukraińskiego bo mimo że gadał dużo to gadał od rzeczy…. A szczególnie na temat poruszający dla każdego Ukraińca czyli aktualną sytuację na wschodzie ich kraju…

Ta podwózka to był tzw. „złoty strzał ”- można powiedzieć, że tak mówi się w momencie złapania stopa dla nas kluczowego, często na długi dystans. Wiele osób mówi mi, że mam szczęście – ale ja odpowiem jedno i podam Wam jedną, lecz jasną regułę działającą na całym świecie, zawsze – DOPIERO PRZEDOSTAJĄC SIĘ PRZEZ CHASZCZE NIESZCZĘŚCIA ZAZNASZ SZCZĘŚCIA.

Dojechaliśmy do Kijowa około 23:30 czasu lokalnego… Nasz kierowca wysadził nas niedaleko centrum , tuż przy McDonaldzie- gdzie mogliśmy naładować baterie, znaleźć w internecie jakiś hostel, bądź ciekawe miejsce do kimania- gdyż postawiliśmy sobie na celu zwiedzenie tego do dzisiaj nieznanego nam miasta…

Co się działo dalej??

Już w następnym poście – DZIEŃ 2!

#autostopembezgranic

Skomentuj