Dzień 4

Wyjazd z Ukrainy i pierwsze kroki w Rosji!! 27 maja 2016 😀😀😀

Siemanko!!!

Dzisiaj działo się naprawdę dużo!
Postaram się opisać wszystko jak najdokładniej i jak najprostszym językiem żebyście wszyscy bez zbytniego wysiłku na luźnej gumce przeczytali sobie ten post gdziekolwiek teraz jesteście. Dosłownie 😀

Tak więc wszystko zaczęło się tego pięknego poranka kiedy obudził nas budzik ustawiony przez Bartasa o 8:30…
To była pierwsza noc na dziko i to na mega spontanie pośrodku jakiejś ukraińskiej drewni (wsi).

Cała noc przebiegła spokojnie.
Jako że nie była to najdyskretniejsza miejscowa to wyjałem gaz pieprzowy przed snem i zasnąłem z nim w ręku.
W nocy przebudzilem się, gdyż coś niemiłosiernie halasowalo w trawie jakieś 5 metrów przede mną. Nie wiem co mnie napadlo ale w jakiejś dzikiej podświadomości, nieprzytomnie zaspany wyjałem gaz pieprzowy i zacząłem pisać w ciemność żeby uciszyć to COŚ… Wypsikalem chyba ( mówię chyba bo robiłem to przez sen) z pół opakowania, aż do momentu kiedy sam zacząłem się dusić a oczy zaczęły szczypać…. Po chwili znowu odplynalem i obudziłem się dopiero rano…

Otworzyłem oczy, i dopiero zobaczyłem gdzie my tak naprawdę jesteśmy. Lezelismy 10 metrow od ścieżki, a wczoraj po ciemoku staraliśmy się oddalić jak najbardziej od cywilizacji idąc z dobre 5minut przez jakieś krzaki i grzęzistą ziemię.

Ehhh no cóż nie pykło…

Ogarnelismy szybko nasze klamoty i nawet nawet wyspani Udaliśmy się w kierunku stacji benzynowej która mijaliśmy dzień wcześniej, żeby skorzystać z kibelka, przejrzeć się w lustrze żeby nie straszyć ludzi i umyć zęby 😂😂

Idąc spotkaliśmy Pana żula.
Siedział sobie wśród trawy gdzieś na tyłach w tych chaszczach gdzie my spędziliśmy noc.
Powiem szczerze, że z twarzy nie wyglądał przyjaźnie. Ale to było naprawdę złudne, a życie tym przykładem nauczyło nas po raz kolejny, że to nie wygląd ma znaczenie…
Otóż żul zagadał nas i kiedy się dowiedział gdzie spalismy i skąd przyjechaliśmy chciał nam oddać ostatni kawałek pizzerki którą jadł.

Udaliśmy się na stacje, gdzie dowiedzieliśmy się od dwóch” Januszy” robotników że nie działa woda. Tak więc Udaliśmy się kawałek dalej za „winkiel” lokalnej apteki, aby chociaż umyć zęby używając resztki wody która mieliśmy w butelce…

W międzyczasie mieliśmy okazję przyjrzeć się dziewoszkom ukraińskim, które szły do szkoły. Nasza uwagę przyciągnął szczególnie ich strój, bardzo nietypowy. Otóż były ubrane jak…. Sprzątaczki z amerykańskich seriali 😂😂😂 czarne sukienki z białymi elementami a na głowie biała wstążka 🎀podtrzymująca włosy.

Na początku myśleliśmy że to takie mundurki i od razu Wdaliśmy się w dyskusje, czemu takich nie ma u nas w „Czerwoniaku „.(Liceum w Zyrardowie)

Potem jednak kiedy jechaliśmy już tirem, złapanym kawałek dalej, dowiedzieliśmy się, że dzisiaj czyli 27maja na Ukrainie jest święto szkoły 😀
Nie były to zatem mundurki tylko tradycyjne stroje.

Ciągnąc dalej temat szkoły na Ukrainie, obowiązek nauki trwa do 16 roku życia, potem można do roboty lub na studia.

Młodzi wybierają podobno częściej to pierwsze 😃
Jedni mówią że roboty nie ma, a drudzy, że jest tyle że mało płacą – i komu tu teraz wierzyć? 😂

Jednak wyobraźcie sobie ze niektórzy w wieku 21 lat licencjacik na karku mają 😝😝😝

Kierowca podwiózł nas do miejscowości Romny… Śmieszne jest w sumie to, że na zachód od Kijowa kierowcy Przestrzegają zasad i nie podwoza lub maks 1 pasażera, na wschód zaś od stolicy nikt się już zasadami nie przyjmuje.

Po drodze z ciekawostek mijaliśmy tira z firmy transportowej „Roshen” należącej do prezydenta Ukrainy – Petra Poroszenki. 😀 prawie jak Pudzian 😂😂

Wysiedlismy za” miastem „Romny…
Miasto napisałem w cudzuslowiu bo wielu z nas nie dałoby tego miana licznym miejscowościom w tym kraju.
Kury latają po ulicach, pełno domków z własnymi uprawami i zapiaszczone zakurzone ulice.
Drogi również pozostawiają wiele do życzenia 😰

Autostopowiczom polecam kupić amortyzator jakiś na pośladki w razie jazdy stara Ładą.

Pogoda tego dnia dopisywala, bez zmartwień więc zaczęliśmy spacerkowym tempem iść przed siebie szukając dogodnego miejsca na łapanie stopa.

Zmotywowani i zadowoleni, pełni nadziei, że wjedziemy dzisiaj już do Rosji rozstawilismy się pod znakiem wskazującym drogę na Sumy – (przygraniczne miasto na wschodzie Ukrainy.)

Jedynym mankamentem było żarcie, którego brak powodował, że czując zapach grilla i pieczonego kurczaczka gdzieś w okolicy czuliśmy niepowstrzymana chęć rzucenia wszystkiego w pizdu i biegiem rzucić się w kierunku” epicenteum” tego zapachu.

Lezelismy sobie na trawie przy szosie i na zmianę lapalismy stopa. Tym razem zależało nam na szybkim wyjechaniu z tego kraju. Cisnelo nas żeby być jak najdalej od domu bo świadomość tego że ledwo się oddalilismy nie dawała nam spokoju.

Po kilkunastu minutach wąchania zapachu barbecue i łapania stopa zatrzymał się jakiś kolo z synem.
Niezbyt szło się dogadać więc większość podróży spędziliśmy w milczeniu.

Łojciec pędził jak dziki więc niezbyt pewnie się czuliśmy.
Wyprzedzal wszystkie samochody, choć jego maszyna nie była wcale najwyższych lotów.

Niedaleko ” Sum” pedzac 100km/h facio wjechał na rondo. Zdążyłem tylko złapać się rączki przymocowanej nad oknem i pomyśleć sobie coś w stylu ” kurde akurat teraz ten wypadek, nawet połowy drogi nie przejechalismy … ” i bach poślizg, drift jak w „szybkich i wściekłych” opony piszczaly jak w needforspeedzie…

Całe szczęście udało mu się zachowac panowanie i chwile później znowu jechaliśmy ze 150 na krajowej.

Kiedy dotarło do nas że byliśmy o krok od dachowania, syn siedzący z przodu wzruszył ramionami i powiedział coś w stylu ” spoko luz to normalne „😂😂😂

Całe szczęście dotarliśmy do miasta przy granicy z Rosją cali i zdrowi.
Cyknelismy kilka fotek z „kierowcą rajdowym i jego asystentem”, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy z buta na wylotowke z miasta.

Ciekawa rzeczą, która zauważyłem jest fakt, że policja jeździ z zapalonymi, migajacymi kogutami cały czas, nawet jeśli nie prowadzą żadnej akcji.
Dziwne dziwne…

Szliśmy przez to miasto obserwując po drodze bacznie zachowania mieszkańców i ich sposób życia.
Szereg bloków typowo komunistycznych, odpadajaca farba i zaniedbane place zabaw wyglądały nieciekawie.

Około kilometra dalej idąc z plecakami z bagażem na cały miech , przechodzilismy przez jakąś dzielnice mechaników…
Po prawej i po lewej stronie ulicy stało pełno garaży, sklepów i warsztatów… Wśród samochodów dominowały wysłużone Kamazy i stare ale jare Łady będące chyba wierne przez wiele niejednemu mieszkańcowi Ukrainy.

Niezbyt czysta dzielnica no ale to chyba zrozumiałe.

Dotarliśmy wreszcie do drogi która prowadziła na granice i jak pech chciał zaczął padać deszcz .
Schowalismy się pod małym daszkiem pod jakąś Budka, bo nie wiem jak nazwać ten mini buduneczek. (wiele takich jest w tym kraju, stoją rozklekotane i nie wiadomo czemu służą)

Po 10 minutach ruszyliśmy dalej wciąż niepewnie spoglądając w niebo bo chmury nie wróżyły nic dobrego.

Tak też jak myśleliśmy dosłownie po przejściu 100metrow rozpadalo się jak nigdy.
Wkurzeni na maksa zaczęliśmy biec szukając dachu.
Schronienie znaleźliśmy pod wielkim dachem przed wejściem do jakiegoś urzędu.

Siedzieliśmy tak sobie pod drzwiami rozłożeni jak bezdomni, nie mogliśmy uwierzyć, że ciągle nas coś powstrzymuje przed jechaniem do przodu.

Cały dzień nic nie jedliśmy a była godzina 16 więc postanowiłem otworzyć sobie paczkę płatków Lion.
Spoko loko, Nestlé nie płacilo mi za reklamę ale powiem wam że lepszych nie znam jak te chrupki o smaku karmelowym.
To było zbawienne i zdecydowanie poprawiło nam humor.

Gdy tylko przestało padać, a raczej przestało lać, bo jeszcze trochę kropilo, ruszyliśmy z buta dalej.

Szliśmy wzdłuż drogi mając przed sobą ostatnie 30km i nie zatrzymując się lapalismy stopa.
Trochę lipa była bo nikt nie chciał się zatrzymać,(a przecież to prosta droga!!!) , a deszcz znowu zaczynał mocnej padać.

Nagle jak już desperacko machalismy rękoma żeby ktokolwiek się zlitowal, zatrzymał się busik w środku z młodym Ukraincem.
Wbilismy do środka a chwilę, dosłownie 10sekund potem lunelo tak bardzo,że nie było widać nawet co jest 3metry przed nami.

To były więc ostatnie chwile na Ukrainie, jechaliśmy szczęśliwi i zmotywowani oglądając zza szyby jak z dziurawych ukraińskich dróg tworzą się rzeki i jeziora, dosłownie.

Nasz kierowca, student, jako kolejny na pytanie czy był gdzieś na wakacjach poza Ukraina powiedział że oni na wakacje nie jeżdżą.
Trzeba robotać… No cóż widzicie, cieszcie ci którzy to czytacie i macie możliwość wyjeżdżania, bo nie każdy może.

Zostaliśmy podwiezieni do granicy. Przygotowaliśmy paszporty i poszliśmy Dalej z buta (te granice można normalnie na piechotę przejść)

Dotarliśmy do małego wielkości średniej stacji benzynowej budynku ukraińskiej straży granicznej Podeszlismy do budki(kolejki nie bylo, jako że niewielkie przejście graniczne) Daliśmy paszporty no i zaczęło się….

Na początku patrzyli na nas spod lebka niepewnie.
Ale wraz z czasem, Tłumacząc łamanym rusko-polsko-ukrainskim, co robimy gdzie jedziemy i kim jesteśmy na ich twarzy pojawił się uśmiech.

Niestety nie wymigalismy się z przeszukiwania plecaków.
Nie musieliśmy wyjmowac wszystkiego ale uważnie się nam przeglądali i zadawali wiele pytań typu skąd jedziemy ile mamy lat, kiedy wracamy, czym jeździmy (oczywiście że pociągami i busami hehe😂) dlaczego do Rosji itp itd

Znaleźli gazy pieprzowe które że soba wieziemy a ja użyłem go tylko do psikania gdzieś w trawę.

Trochę spowaznieli ale sztywniutko im wytkumaczylismy, że to na sabaki które biegają jak głupie prawie wszędzie na Ukrainie z tego co wiemy to w Rosji.

Podbili stempel i puścili wolno.

Ruszyliśmy w stronę przejścia rosyjskiego.
Zdecydowanie większe budynki i więcej pracowników…. Podeszlismy pod nowo wyglądający budynek. Przed nim stała kobieta, strażniczka o urodzie takiej trochę mongolskiej. Lekko skośne oczy i wydatne poliki 😙😜😜przypominam, że Rosja to olbrzymi kraj o rożnorodnych kulturach i mieszkancach. Niektorzy nazywaja sie np. Jakutami inni Buratami ale wszyscy oficjalnie podpieci pod ogromna Federacje Rosyjską.

Z powazna miną podeszła do nas i nie żądając nawet paszportów kazała otwierać plecaki.
Na szczescie spojrzala tylko z wierzchu i gitara.

Podeszlismy do budki, dalismy paszporty do kontroli. Kolo w srodku, uwaznie porownywal nasz mordeczki z tymi na zdjeciu.
Kazal nawet mi zdjąć kapelusik… 😂😂

Po chwili dostaliśmy z powrotem nasze dokumenty, a wraz z nimi karteczki, ktore musielismy wypełnić jakieś dane.

W tym celu zaprowadzono nas do budynku i posadzili w takiej sali poczekań przy stole . Zaczelismy wypisywać na kartkach informacje o jakie nas prosili, typu imiona, pesel, imię ojca (kij wie po co) i dane paszportu.

Jak skonczylem poszedlem do kibelka bo mnie troche z tych emocji przycisnęło . Wiadomo, ze na granicy nie wolno robic fotek ani nagrywac, do tego wszedzie sa kamery.(lepiej nie ryzykowac bo potem problemy same)
Ja zadowolony z siebie , ze zrobilem wczesniej mimo zakazow kilka ukrytych fotek postanowilem cyknac sobie tez selfi w kiblu , gdzie kamer nie bylo 😀😀

I teraz sluchajcie najlepsze… Wychodze z kibla patrze a tu nikogo nie ma. Bartek gdzies zniknął.

Plecak stoi jak stał ale, po ziomeczku ani śladu.
Pierwsze co mi wpadlo do glowy?? ( głupiego oczywiscie)
To ze Bartasa wzieli gdzies sila na przesluchania jakis ruski oficer oskarża go o niepopełnione przestępstwo.

Hehe

Bylem troche zmeczony, sam w pokoju nie mialem co robic wiec łaziłem w kolko przez 30minut obserwujac jak straznicy graniczni przewijają się , wchodząc do dalszych pokoi uzywajac do wejscia karty magnetycznej.

Smiesznie to wygladalo bo niektorzy mieli te karty schowane w kieszeni na piersi inni gdzies na ramieniu a jeszcze inni przy pasie.
Tak wiec z ludzkiego lenistwa nie wyciagali kart tylko wyginali sie w rozne dziwne pozycje zeby dosiegnac karta czytnika 😂😂

Po 30minutach wyszedl zza jednych z drzwi nagle koles , ubrany normalnie w biale polo i dzinsy. Wygladal na milego ziomeczka. Wyszedl tez Bartas (uff) ale tylko na chwile, gdyz musial wziac plecak.

Nie mylilem sie co do jednego – byl na przesluchaniu i sprawdzaniu paszportu a teraz jeszcze beda mu przeszukiwac plecak.

Stalem wiec nieco rozbawiony , bo denerwowac sie nie mialem po co i czekalem dalej.

Stanalem blizej drzwi i probowalem podsluchiwac… Oplacilo sie , ale i wpadlem troche w panike..
Otoz uslyszalem , ze gadali cos o Syrii.

Zaczalem łączyć fakty…
-Szybko szybko – mowie w myslach…
i nagle eureka!

Bartek ma nietypowe hobby. Sledzi sytuacje w Syrii, wszystkie ofensywy i takie tam.

Na telefonie ma mnostwo screenow map Syrii z konfliktow i zdjecia jakis zolnierzy.
Pomyslalem sobie ze jestesmy w niezlej dupie. Nie moglem dopuscic do mysli jednak ze nas nie przepuszcza.

Dodatkowo uswiadomilem sobie, ze mam przeciez zdjecia granicy… Jak je wytlumacze?? Moze wezma mnie za szpiega???
Madrze byloby usunac, ale wiecie co?
Nie zrobilem tego.
Dlaczego?
Lubie adrenalinke i dreszczyk emocji, zreszta lubie tez lamac zasady… Tak to juz jest. Bylem swiadom konsekwencji no ale przeciez jestem jeszcze mlody i glupi wiec sie nie przejmuje.😀😀😀

Po kolejnych 30minutach wyszedl Bartas.
Rozbawiony i usmiechniety. Pomyslalem ze mimo ze siedzial tam okolo godziny no to nic strasznego.
Przyszla kolej na mnie.
Mi kazal wziac od razu plecak za soba.
Zaprowadzil mnie do pokoju przesluchan gdzie stal jeden metalowy stol, kazal polozyc na niego plecak i wszystko wyjac.

Koles nie gadal po angielsku prawie wogole a ja po rusku kulałem.

A teraz komiczna sytuacja bo pierwsze co wyjalem na stol to pól litra Jarzębiaka.
Polska wodka kupiona przez nas dla jakiegos milego hosta oczywsicie.

Facet zaczal sie smiać.
Wypakowywalem dalej. Sprawdzil dokladnie kazda siatke i kosmetyczke. Nie wyjmowalem oczywiscie nic z kieszeni w ktorej byly rzeczy elektroniczne i kable bo znajdowal sie tam uprzednio schowany przeze mnie telefon. W razie pytan o smartfona mialem przygotowana gadke ze nic nie wzialem ze soba..

Po sprawdzeniu wszystkiego oczywiscie zapytal sie mnie czy mam jakies zdjecia i zebym mu pokazal. Pokiwalem glowa i zaczalem juz zdesperowany otwierac te cholerna kiszen w plecaku. I wiecie co? Uratowany, pierwsze co zobaczulem to kamerka ! Wyjalem ja szybko i powiedzialem ze to tu mam wszystko.

Pokazalem wiec bez problemu kilka filmikow z wyjazdu i finito! Przechytrzony!

Sprawdzil paszport , zadal kilka pytan zabral jedna czesc kartki przeze mnie wypelniona a druga oddal i kazal zachowac az do opuszczenia Rosji.

Przeszlismy jeszcze potem przez 4 inne kontrole w roznych budkach gdzie wszedzie zadawali nam te same stale pytania az w koncu udalo sie!!
Bylismy w Rosji! 😀

Poszlismy kupic wode do przygranicznego sklepu gdzie byla tylko woda i 3 paczki chispow oraz kantor 😂

Zmotywowani rozpoczelismy wedrowke w glab Rosji w kierunku Kurska!
Po kilku minutach zatrzymal sie samochod . Podwiozl nad pop!!
Duchowny kosciola prawoslawnego podrzucil nas kilka kilosow dalej( nawet niezla bryką )… Mial brode prawie do pasa i na pytanie ile zapuszcza powiedzial ze az 20lat😰😵😵😵!

Wariat😂😂

Jak na Ukrainie lapie sie slabo stopa tu wszystko szlo jak z platka.
Chwile potem zatrzymal sie kolejny samochod- Lada. W srodku siedzieli chlopak z dziewczyna , mlodzi.

Ogolnie to niezbyt dlugo gadalismy bo ziomuś puscil glosno muze, ale jak dowiedzial sie ze jestesmy z Polski to mruknal cos. W stylu ” o kurde kogo ja podwożę”.😂😜😜😜

Nie wzialem sobie tego do serca ,bo wiadomo, nie powiedzial tego sie zlosliwie ,a raczej w formie zartow.😜😜

Pędziliśmy wiec w stronę Kurska.
Smialismy sie z sytuacji na granicy a do tego tez z zaczepki pewnego rosjanina ktory na granicy zapytal sie ;
-dakad jedziecie?
-my na Kursk
A on nagle krzyknal..
– O matko Niemcy!!!

Kto zrozumie ten zrozumie 😂😂😂

Do miasta nie chcielismy wjezdzac wiec wysadzili nas na obrzezach przy drodze na Woronez…

Zrobilo sie juz ciemno a my niezbyt mielismy gdzie spac wiec szlismy w strone stacji benzynowej oddalonej o jakies 2 kilosy 😗😗

Pierwsze Wrazenia z Rosji?
Drogi naprawde ladne , (moze akurat w tej czesci ) ludzie mega mili (pytalismy kilka razy o droge i smierdzialo od wszystkich zyczliwoscia na kilometr.

Kiedy dotarlismy do stacji benzynowej okolo 20 wrescie moglismy zrobic sobje chwile przerwy.
Ja z okazji przekroczenia otworzylem kurczaka w puszce .
Bylem mega glodny. Caly dzien na kilku chrupkach.

Nie bylem jednak jedyny glodny. Obok przyczepila sie do nas Sabaka. Piesek mlody zaniedbany ale bardzo radosny i widac ze chcial sie bawic.
Wiadomo troche scisnelo za serce wiec oddalem jej pol swojej racji z puszki , ktora zjadla w mgnieniu oka.

To byl blad . Od tamtej chwili nie opuszczala nas ani na krok.
Wiadomo trzeba pomagac, ale my chcielismy isc dalej przy ulicy do pobliskiego baru gdzie mozna bylo sobie podobno usiasc i cos zjesc i odpoczac, a nie chcielismy zeby przez nas wpadla
Pod samochod czy cos.

Zdecydowalismy sie jednak zeby uciec do baru i zabunrowac sie tam.

Bar mega nietypowy! Stoi tuz pod Fabryka piwa Ceski Lev.
Kupuje sie tam piwo w butelkach 1litrowych lub 2litrowych z nalewaka i placi na wagę.

Kupilismy sobie taki zloty napoj , usiedlismy przy stole i relaks.
Nie chcialo nam sie myslec gdzie bedziemy spac. Po prostu. Zylismy chwila.

Ja zaczalem pisac bloga … Ale nie zeszlo mi sie dlugo bo zaraz niedlugo potem zaczelo wchodzic mega duzo ludzi. Ruskow.

Poznakomilismy 8 osob , rozpoczela sie impreza … Z ruskimi… Wiecie o co chodzi. Wszyscy zajarani ze my z Polski autostopem, atrakcja wieczoru.

Krzyki zarty i piwo. Trafilismy w sam srodek melanzu.

Dzialo sie uwierzcie. Gadalem z zolnierzem z Donbasu ktory pokazywal nam slady Po kulach a Bartek z zagorzalym zwolennikiem Vladimira Vladimirowicza Putina.

Polityke jednak omijalismy szerokim lukiem.
Wymienilem sie koszulkami z jednym z ziomkow – Artim…. A potem padlo pytanie…
-Jedziemy na ryby???
– oczywsicie ze odpowiedzielismy tak!!!!

Takim tez cudem jechalismy o 3nad ranem z 4 pijanumi ruskimi na Rybałkę .

Najlepsze jest to ze nie wiedzielismy gdzie jedziemy… Obudzilismy sie dzien pozniej o 11 w niewiadomym miejscu bez wody i jedzenia( bylo tylko piwo) gdzie na trawie kolo jeziora za Kurskiem.

Zdjecia opowiedza reszte a ja opisze troche wiecej w nastepnym poscie

Elo elo

#autostopembezgranic

Skomentuj