#4 SERBIA 🇷🇸

Siemanko! “11/12 październik, impra z lokalsami “

Po rozmowie z uchodzcami w hostelu poszliśmy jeszcze chwilę pozwiedzać miasto za dnia, żeby po południu powoli na piechotę udać się w stronę wylotowki z Belgradu w kierunku Obrenovac. Francuz z kolei udał się na wylotowke w stronę Sofii. Umówiliśmy się, że on pozalatwia wszystkie wizowe sprawy w Istambule i ogarnie nam couchsurferow na miejscu, a my dołączymy do niego po zwiedzeniu reszty krajów balkanskich i pojedziemy razem na południe Turcji 🇹🇷

Tego dnia pogoda naprawdę była konkretna. Kiedy w Polsce płucha u nas świeciło słońce, można było popylać w krótkim rękawku jak w lato. Szliśmy wolno, bez pośpiechu na relaksie, mijając Belgradzkie blokowiska. Po drodze spotkaliśmy też swego rodzaju jezioro, w którym na samym środku zrobiono te samą “fontannę “jak w Genewie! ⛲
Pierwszy stóp po kilku bezskutecznego łapania okazał się być dosyć pomocny gdyż dwie dziewczyny, wolontariuszki które pracowały w uchodzcami, dały nam czipsiki, co pozwolilo znowu zapchac kiche na kilka godzin.

Kolejne stopy doprowadziły nas do Obrenovac, jednej z większych “wiosek” w Serbii, znanej chyba ze słynnej powodzi 2 lata temu która zalała cale miasto. 🏙 Była już godzina 18:30, ⏳ powoli się sciemnialo. Plan był żeby dojechać do Sarajewa, ale chyba już dawno poprzestalismy wierzyć w nasze plany. Szliśmy w nieskończoność ulica mijając kolejne domy jednorodzinne położone wzdłuż głównej drogi. (coś jak Nowe Kozłowice – Pozdr 🖖)

Nie było szans żeby rozłożyć namiotu na środku ulicy. Jako, że chciałem posmakować lokalnej gościnności, postanowiłem zadziałać. Pomysł był taki, żeby zapytać się kogoś czy nie można przekimać u kogoś w ogródku. Zapytałem pierwsza osobę która napotkalismy. Facet po 50 średnio rozumiejąc nasz polski mieszany z rosyjskim zaprowadził nas do domu znajomego, a raczej przed dom.

Okazało się, że Dejan – właściciel owej chaty prowadzi bardzo skromny lokalny biznes – bar z bilardem. Usiedlismy wszyscy przy stole. Zaczęła się rozmowa. Poczestowali nas różnymi smakołyki i piciem na koszt gospodarza oczywiście. W ten sposób właśnie zaczęła się impreza która trwała do rana, a podczas której wydarzyło się wiele. Najśmieszniejsze jednak to, że osoby które przyszły do baru i dołączyły się do ”balangi “ kłóciły się kto nas przenocuje i lepiej ugości.

Wśród nich był m. In facet który wracał z pępkowego i postanowił się dobić, jak gwóźdź w drewno oraz Cygan który mówił po włosku tak, że nie potrafiłem go zrozumieć. Niemniej śmieszylo mnie jego zachowanie, bo jak mówił to minę miał taką i sposób wypowiedzi conajmniej jak gdyby był synem Toto Riiny. Okazało się jednak, że zwykły chłop z krwi i kości… Hehe, a wręcz był trochę posmiewiskiem reszty osób przebywających w barze, więc na przyszłość chyba będzie dla niego lepiej po prostu być sobą 😂😂

Dzięki trosce i natarczywości wręcz lokalsów udało nam się skosztować lokalnej Plskavicy – czyli lokalnego burgersa z cebulą w środku bez żadnych większych dodatków – ale to właśnie w prostocie tkwi sukces, bo smakowało zajebiście! 💪 Cyknęliśmy sobie fotki z flagami, i tak już jakoś wieczór zleciał…. 😂

Gdy wszyscy już sobie poszli, Dejan zaprowadził nas do kuchni gdzie zjedliśmy swego rodzaju śniadanie. Przypominam że był już wczesny ranek. Potem zaprowadzil nas do swojego pokoju i oddał całe swoje wyrko.
🌍💪💪😎

Byliśmy mu mega wdzięczni za dach nad głową i najlepsza gościnę, jaką mogliśmy sobie tylko wymarzyć wlokąc się gdzieś po ulicy. Położyliśmy się padnięci spać, planując dłuuuugi seen. Niestety pospaliśmy tylko 2 godziny…. Co wydarzyło się potem dowiecie się w kolejnym poście!

Sprawdźcie foty i opisy bo są one powiązane z tym wpisem, pozdrawiamy Żyrardów, elo

#autostopembezgranic

Skomentuj