#15 TURCJA 🇹🇷

30 październik – 6 listopad Turcja cześć 2 🇹🇷🇹🇷” Ostry Kebs”

Siemanko!
Kupiliśmy nowy namiot, za 200 zł. Gdy wychodziliśmy ze sklepu w Istanbule sprzedawca żegnał nas ze słowami w stylu:
“ Panowie, ten namiocik na 3-4 osoby, taki do pobiwakowania, na maks 2 godzinki deszczu, powodzonka “

Szczerze? Na lepszy nie zasługujemy, a znając nasza namiotową przeszłość nie warto nam inwestować zbytnio w ten interes. Tak więc gdy mieliśmy już „dom”, plan był prosty – wyjechać z Istanbulu i kierować się w stronę południową na Izmir, gdzie mieksza mój dobry kumpel z czasów projektów międzynarodowych w liceum.

Potem kierować się i zjechać południową Riwierę turecką, tak żeby być w Gazientep na 6 listopada, bo wtedy mamy wykupiony lot na Cypr 🇨🇾. Tak taka drogę obraliśmy, kiedyś jeszcze wytłumaczę dlaczego.

Wracając do naszego stopowania – byliśmy we trójkę – ja, Bartas i Francuz Quentin, który stwierdził, że nam potowarzyszy do naszego odlotu. Chłop miał w dniu wyjazdu urodziny więc ogarnęlismy mu baklawę i wbiliśmy w nią świeczkę – tak lokalnie…😂🎆🎁

Żeby wyjechać z Istanbulu złapaliśmy busa do Gebze a potem „z buta” na autostradę (na węzeł) i łapaliśmy stopa. Oczywiście pamiętajcie, że w mojej historii to tak gładko brzmi, ale trochę się nachodziliśmy przez krzaczory itp. żeby wreszcie dotrzeć do dobrej miejscówki.

Do Izmir udało nam się dotrzeć późnym wieczorem, tylko dwoma stopami, mimo że byliśmy w trzy osoby i to 3 chłopów, pierwszy zatrzymał się kierowca ciężarówki, gdzie w śmieszny sposób jechaliśmy ściśnięci w czwórkę, a potem jakiś młody chłopak prosto do Izmir, gdzie umówiłem się z moim kumplem Kutayem. Z góry dziękuję mu i jego znajomemu Salihowi, za zaiebistą gościnę i oprowadzenie po Izmir, tak jak należy! 💪

Izmir to 5 milionowe miasto, gdzie można spotkać wielu studentów, położone nad zatoką nad morzem egejskiem, co urozmaica sprawę, bo jako transportu publicznego można użyć statku, który płynie z jednej strony na drugą.
Polecamy wjechanie windą na clocktower, za darmo oczywiście, wypicie tureckiej kawy na bazarze, skosztowania soku ATOM – mikstury z różnych owoców z dodatkiem miodu. Najbardziej jednak polecam spróbować kebsa w lokalu KEBO.

Można wybrać stopnie ostrości – 1,2 lub 5. Ja wziąłem 2 bo powiedziałem sobie, że nie warto ryzykować, ale niestety mój kumpel stwierdził że trzeba spróbować i zamówił dodatkowo dla każdego mini wersję kebaba z ostrością 5.
Zobaczcie na zdjęciu co było w środku… Sama papryczka jalapeno, no i może dwa kawałki mięska… 🆘💨🆘🆘🆘🆘
Zjadłem cały, jako pierwszy, czego potem bardzo żałowałem – lekcja życia – zawroty głowy, dreszcze i drgawki to tylko kilka z całej listy objawów.

Polecam leczyć się Ayranem, ale potrzebne są litry tego specyfiku. Gdy wyszliśmy, po drugiej stronie był lokal, do którego nasi przewodnicy zaprosili nas na choco bomb 💣… 🍫 🍫 🍫 🍫 nieebo w gębie – patrz foto…

Potem tylko na „zaleczenie ran” po kebsie 🥙 wybraliśmy się na trawnik na wybrzeżu i popijając piwko Efes, zajadaliśmy się ostrygami z ryżem w środku… 10 zł za 20 sztuk …meeega tanio 😂ale zresztą my i tak nie płaciliśmy 😶
Tyle przygód na Izmir, ale przecież jeszcze długa droga przed nami.

Wyjechaliśmy z miasta pociągiem za 2 zł i potem dzięki pomocy lokalesów dostaliśmy się do Kuşadasi, gdzie spędziliśmy noc. Początkowo pewien facet wskazał nam plażę w samym centrum, mimo że pytaliśmy o miejsce z daleka od domów i zabudowań. Po ok. 2 godzinach chodzenia znaleźliśmy jednak meega miejscówkę, gdzie rozbiliśmy namiot, a rano pobudka z pięknym widokiem na morze i klify.

Trzeci dzień wspólnej podróży zaczął się bardzo dobrze… trzy szybkie stopy, do tego jeden na pace!! 💪 🌍 Tym razem już nie jak w Bułgarii zimne powietrze tylko cieplutkie i palmy wokół nas! Niestety stopy były krótkodystansowe, a potem spadła na nas jakaś zła aura bo przez kilka godzin bezskutecznie nic nie chciało się zatrzymać, a planowaliśmy dojechać do Fethiye przed zmrokiem. 🌍

Gdy jednak pewien facet zaproponował podwozkę do Bodrum, zboczyliśmy z trasy… Ludzie płacą grube pieniądze, żeby pojechać na wakacje do tego przepięknego kurortu. My za całkowitą sumę 0zł spaliśmy metr od morza na prywatnej plaży hotelowej. Jako że nie było sezonu, mało turystów, nikt nie zwrócił nam uwagi, a my mogliśmy upichcić sobie na ognisku jakieś tanie papryki z supermarketu i na kuchence gazowej Francuza i zrobić kluski (pastę 🍝).

Osobiście polecam ten wynalazek bo za ok. 70 zł jednorazowego wydatku kupimy metalową końcówkę, którą przykreca się do mini butli z gazem. Taka butla kosztuje ok. 20 zł, a starcza na 5 godzin palenia.🔥 🌍
Po wielu dniach podróży opłaca się mieć to że sobą, bo wychodzi po prostu taniej samemu sobie gotować 🍳 – pomyślałem więc, ze też będę musiał w takie zainwestować. 

Woda w morzu była tak ciepła jak u nas na żyrardowskim basenie, więc kąpałem się dwa razy – w nocy i rano 🏊! 💪 🌍 🌞 🌊 Nie ma słów żeby opisać uczucie, kiedy wchodzi się do tak ciepłej wody w listopadzie… 😂

Wszystko fajnie fajnie, ale do Gazientep, skąd mieliśmy lot jeszcze daleko, a czas nieubłaganie leciał. Piękne tereny, kręte drogi wzdłuż wybrzeża, góry 🏔 i morze 🌊 sprawiały że mieliśmy wszystko gdzieś, dlatego też kolejnego dnia nocowalismy w Fethiye, kolejnym kurorcie na plaży. Dlaczego tak mało przejechalismy? A no dlatego że zostaliśmy zaproszeni przez starszego pana do jego domu na wsi. Poczęstował nas herbatą i ciepłym, płaskim chlebem z serem. Pokazał nam swój ogród, mandarynki, pomarańcze, paprykę… Magia… najlepsze jednak, że za kija nie mówił po angielsku, opowiadał nam jakieś historie po turecku, a my śmialismy się nic nie rozumiejąc. 😂

Piątego dnia, mając tylko 2 dni do lotu stwierdziliśmy, że trzeba przyspieszyć 😂🌞, mieliśmy już tylko prostą drogę, więc źle być nie może. Szło nawet dobrze 👍, po drodze pewien dentysta który nas podrzucił spory kawałek zaprosił nas do jednej z lokalnych, przydrożnych “knajpek “, czyt. Budek z drewna gdzie można zjeść Burek albo wypić Çaj.
Najedzeni dojechaliśmy wieczorem do Side. Do samego centrum najbardziej turystycznego miasta jakie do tej pory miałem okazję spotkać.

Szukaliśmy miejsca na nocleg. Początkowo miało to być pośród ruin antycznego rzymskiego miasta, z którego słynie Side, potem jednak udało nam się wyczaić prywatny Camping 🏕 gdzie za darmo pozwolili nam rozłożyć namioty na płaskim terenie… i bardzo dobrze, bo ku nam sunęła burza 🌩 a nasz namiot 🎪 podobno nie jest najwyższych lotów.
Jak się jednak z ranka okazało “Darek “bo tak się nazywa nasz namiot, dał radę bardzo dobrze i wytrzymał calonocną ulewę! 💪 💪💪 💪

Domyslaliśmy się już, ze ciężko nam będzie dojechać do Gazientep, mając do pokonania w jeden dzień ponad 800km…. A wiedzieliśmy już napewno po tym, gdy zostaliśmy zaproszeni do wiejskiej chaty, położonej na zboczu wśród tysięcy drzew bananów i oliwek. Siedzieliśmy po turecku w starej chacie na wsi zajadając się świeżutkim i cieplutkim chlebem, który raz po raz dorzucala nam mama naszego kierowcy.

Potem mogliśmy się odwdzięczyć pomagając nasypać do kilkunastu worków piach i pomagajac przewieźć go wraz z wiadrami świeżo zerwanych z drzewa oliwek! 💪 prawdziwa wiejska robota! Mi w głowie już zakolotała Sri Lanka 🇱🇰, kraj w którym marzy mi się znalezienie choćby na tydzień dwa takiej roboty… Piękne życie…. 🌍

Po robocie i jedzonku, nasz kierowca dowiozł nas przed zmrokiem do Anamur, miasta słynącego przede wszystkim z produkcji bananów 🍌 🍌 🍌 🍌 Rozpadało się, przed nami było jeszcze ponad 500 km… Nie mogliśmy ryzykować spóźnienia na lot ,tak więc pożegnaliśmy się z Quentinem, który teraz kontynuuje gdzieś swoją podróż po Turcji, a my wsiedliśmy do busa, który przez całą noc zawiózł nas do celu- Gazientep. Bilecik 45 zł, ale licząc że praktycznie nic nie wydaliśmy przez tydzień – żaden pieniądz… 😂 🌍

Już jutro Cyyyyypr!!!!! 💪 🌍

#autostopembezgranic

Skomentuj