#37 Wietnam

Wietnam
Siemanko!!!
Znowu zmieniam kraj ! Bez przerwy w ruchu, od 5 miesiecy podróżuję po świecie, ucząc się każdego dnia więcej i więcej… Ta podróż jest dla mnie jak narkotyk… uzależnia. Pełen ekscytacji wylądowalem na lotnisku w Ha Noi… Doleciałem, pomimo żartów strażników granicznych w Mjanmnie, że tylko 40 % samolotów tych linii dolatuje haha…
W samolocie poznałem mega pozytywną parę z RPA, nauczycieli angielskiego w Ha Noi, stolicy Wietnamu… Uwierzcie, że to bardzo dobra opcja… 22 dolce za godzine??? Pracują 3 godziny dziennie i jest dobrze 😛
Na początek kilka podstawowych info na temat Wietnamu:
Stolica: Ha Noi ( 7mln mieszkańców)
populacja : 90 mln
powierzchnia : ok. 330 tys. Km2
religia : 8 % chrzescijanie
16 % buddyści
45% tradycyjne religie plemienne
30 % brak wyznania…
ustrój polityczny: komunizm
waluta : DONG – 1zl – 7 000 dong

Kiedy wylądowalem było już dosyć pózno… Polacy potrzebują wizy, którą wyrabia się przed bramkami kontrolnymi na lotnisku… trwa to kilkanaście minut i konieczne są zdjęcia paszportu oraz wypełniony wniosek, który znajdziecie na miejscu…
Ja na chwilę zamieniłem sie we Włocha, bo jako obywatel kraju płynącego oliwą z oliwek, której swoją drogą mi brakuje, mam prawo do wzjadu na 15 dni za darmo… 😀
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie no… 😮
Bylem szczęśliwy, ponieważ udało mi się załatwić zaproszenie od couchsurfera na świętowanie nowego roku w małej miejscowosci pod Ha Noi. Tak, u nas kończy się już drugi miesiac 2018, a w Chinach, Wietnamie i kilku innych krajach Azji Pd-Wsch rok dopiero się zaczyna 😀

Można powiedziec, że świętowanie trwa ok. 3 dni, w tym roku począwszy od 16 lutego, czyli tego dnia którego wylądowałem w Wietnamie…

Pierwsze wrażenie trochę lipne, ponieważ byłem zmuszony sklepać się na busika z kilkoma innymi turystami, żeby dostać się do centrum, a kierowca był chyba po jakiś mocnych środkach odurzających, bo oprócz rzucania naszymi bagażami, krzyczał ciągle “give me money” i popychał nas, żebyśmy jak najszybciej usiedli… Cwaniak maly, nie zgodziłem się na jego cenę, więc wyszedłem z busa… jednak przestraszył się chyba i zgodzil na niższą cenę, wykrzykując przy tym “ you are not my friend”… No, życie haha 😀

Dojechaliśmy do centrum Ha Noi, a precyzyjniej do dzielnicy Old Quarter, gdzie byłem zmuszony znalezć hostel na jedną noc. Uderzyla mnie ilość ludzi na ulicach, praktycznie nie dało się przejść. Pełno grup “białych” turystów świętujących na ulicach w centrum. Można powiedzieć, że znalazłem się w samym środku wielkiej biby hehe 😀
Znalazłem hostel za 5 dolców za noc ze śniadaniem… a kolejnego dnia z samego rana byłem już w drodze, żeby dostać się lokalnymi busami na obrzeża miasta, do domu w którym czekał na mnie mój host i jego rodzina.

Niestety rozładował mi się telefon… dojechałem gdzieś w ciemno, nie wiedząc gdzie jestem. Potem musiałem tłumaczyć jakiemuś kierowcy samochodu, że nie chcę pieniędzy, które natrętnie mi wciskał…
– o co chodzi ?? – pomyślałem… czy ja wyglądam na bezdomnego ?? xD
Mam zasadę nie przyjmowania pieniędzy, ponieważ wychodzę z założenia, że jako młody chłopek pełen energii mogę na nie zapracować, chociażby sprzedając pierogi na ulicy… 😀
Jak się potemdowiedziałem, z okazji nowego roku tradycją jest dawanie tzw. Lucky Money, czyli dzielenia się pieniędzmi, które mają potem zwiastować szczęśliwy rok 😛
Musiałem znalezć miejsce na podładowanie telefonu, żeby skontaktować się z moim couchsurferem.
No i chwilę pózniej siedziałem już w domu u jakiejś wietnamskiej rodziny, zajadając się ciasteczkami, nasionami słonecznika, sajgonkami oraz Ban Ciuk, czyli zlepionym ryżem ze zmieloną fasolka oraz kurczakiem…
Przed domem, a raczej w garażu, który pełnił rolę przedsionka, stało pelno drewnianych mebli , ręcznie wykończonych i pięknie udekorowanych … Dowiedziałem się, że praktycznie wszyscy w tej miejscowości zajmują się produkcją takich mebli, które można tu kupić stosunkowo tanio, a przyjeżdżają po nie ludzie z całego świata…
Jedząc i czakając, aż naładuje mi się telefon, wymieniłem się kontaktem na facebooku z córką gospodarza i okazało się , że była ona przyjaciółką mojego hosta… Tak więc mega przypadkowo zaczęła się przygoda, która trwała 5 dni. Szybko zaprzyjazniłem się z kilkoma lokalnymi wietnamczykami, praktycznie moimi rówieśmikami.

Pokazali mi lokalne świątynie, zapoznali z ludzmi, dzięki czemu miałem mozliwość poznania zwyczajów, jakie tu panują.
Rodzice mojego hosta z couchsurfingu prowadzą przydomową światynię buddyjską, zatem przez dom przewijali się ciągle nowi goście, również ze względu na obchody nowego roku, wspólnie modlili się i spędzali czas.
Mnie dostał się pokoik na poddaszu, z szybkim netem, wreszcie moglem zgrać wszystkie materiały na dysk google i cieszyć się wolnymi kartami pamięci…
Rano dostawałem śniadanie, które skladało się najczęściej z zupy z noodlami oraz innymi dodatkami…
Baardzo brakuje mi włoskiego śniadania ehh. Haha 😀

Cieżką sprawą dla mnie było też siedzenie po turecku przez godzinę lub dłużej, ponieważ praktycznie wszystkie posilki, które jedliśmy wspólnie z rodziną, polegały na siedzeniu w kole na podłodze, ze zwiniętymi nogami … jak dla mnie, po godzinie były katusze hahah… muszę chyba zapisać się na jogę, potem będę mógł nogi na kark zakladać. 😀

Wieczorami chodziliśmy razem od domu do domu, odwiedzając różnych znajomych. Chodząc wąskimi uliczkami, zewsząd rozchodziła się muzyka, wszyscy śpiewali karaoke… Tak… karaoke jest tutaj tak popularne, ze większość spotkań towarzyskich odbywa się właśnie ze śpiewem… 😀 na stole leżą nasiona słonecznika i inne przekąski, na telewizorze z YT puszczają piosenki i śpiewają do mikrofonów… 😛
Pierwszy raz piłem też piwo w kieliszku… tak 😀 dla nas nierealne, dla nich normalka 😀
Jednego dnia wybraliśmy się na całodniową wyprawę do Parku Narodowego Ba Vai… Naprawdę polecam to miejsce wszystkim, którzy znajdą się w okolicach Ha Noi…
Zabraliśmy ze soba żarcie i rozpoczęliśmy wędrówkę w stronę góry, która jest celem każdego turysty … Kręta , błotnista droga, mleczna mgła, na odleglość 3 metrow nie było nic widać. Po ok 2 km , wszyscy moim wietnamscy znajomi zdecydowali, że pojadą na górę skutero-taksówkami…
Ja odmówiłem i postawilem sobie za punkt honoru, że wbiję tam „z buta”… 😀 Ja bym nie dał rady? Tym bardziej, że kocham góry i wspinaczkę, zatem dla mnie sama przyjemność…
Ludzie wjeżdżający na skuterach patrzyli się na mnie dość dziwnie, bo chyba byłem jedyną osobą, która popylała pieszo w taką pogodę xD

Po ok 6 km dotarłem na szczyt, gdzie zjadłem kilka jabłek wielkości naszej śliwki… innych tu nie ma. Po spotkaniu ze znajomymi rozpoczęliśmy ostatni etap wspinaczki, stromymi, baaardzo stromymi schodami , 500 m pod górę, do świątyni na skale…
Zajazd niesamowity. Trening nóg zrobiony, serducho mocno pompowało krew, kondycha sprawdzona… ahhh jak ja kocham to uczucie 😀
Na samym szczycie odpoczynek. Podziwiać krajobrazu nie bylo jak, wszystko spowite mgłą…
Mimo tego naprawde warto wejść na górę i zobaczyć piekną światynię, która w rzeczywistości bardzo różni się od tych w Tajlandii czy tez w Mjanmie… 😀 Zdecydowanie górują tutaj chińskie akcenty i styl….
Kupiłem za 1 zl, łatwopalną sól oraz zapalniczkę, która podobno ma przynieść szczęście… Bardziej przyda się w razie potrzeby rozpalenia gdzieś ogniska, w drodze do Chin… 😀
Wieczorem wróciliśmy do domu i nauczylem ich grac w Kenta…
😀
Te kilka dni, intensywych i wypełnionych spotkaniami, śmiechem, przygodą, dały mi mega pozytywne spojrzenie na Wietnam i jego mieszkańców. 😀
Kupiłem sobie tradycyjny strój wietnamski za 13 zl. Będę w nim popylał na zakupy do Biedronki,jak wrócę do Polski… 😀
Oprócz tego dostałem tradycyjną czapkę, którą nosi się najcześciej przy pracy w polu, aby chronić się przed slońcem i deszczem… 😀
Może otworzę wypożyczalnię czapek? xD mam juz całkiem sporą kolekcję w domu 😛
Super podziękowania dla tych , z którymi spędziłem czas przez te kilka dni… brak słów żeby opisać, jak bardzo inspirują mnie ludzie gotowi bezinteresownie pomóc … mam nadzieję, że ja z kolei zainspirowałem ich do podróży! 😀
Czas niestety leci do przodu… jako że mój host wracał do centrum Ha Noi, gdzie ma swoje mieszkanie, postanowiłem zabrać się z nim i jeszcze kilka dni pobyć w stolicy, zwiedzić najważniejsze miejsca, a potem śmignać w stronę wybrzeża – żeby na własne oczy zobaczyć słynną zatokę Halong Bay…

#autostopembezgranic

Skomentuj