#38 Wietnam

Wietnam 🇻🇳 cześć 2

W Ha Noi zatrzymałem się na dwa dni. Trochę też że względu na dupiastą pogodę, ponieważ od tygodnia bezskutecznie próbowałem dopatrzeć się jakiegokolwiek promyka słońca, który wydobyłby się zza chmur…
Zakwaterowałem się u mojego hosta w typowym wietnamskim domu. Dom był wysoki, ale za to cienki jak nos Gargamela. 😂 Wynika to z kosztów zakupu ziemi i jak najlepszego zagospodarowania terenu…
Do większości domów wietnamskich, idąc ulicą, można wręcz zajrzeć do środka, ponieważ parter często gospodarowany jest jako sklep, knajpa, warsztat, bądź po prostu duży salon, gdzie każdy przechodzień może wejść, ot tak 🙆 😂
Ha Noi zwiedzilem w dwa dni… Jeden dzień samemu, błąkając się po wąskich uliczkach Old Quarteru (takiego ich starego miasta) i błądząc po różnych zakątkach, gdzie szlaki turystyczne jeszcze nie zawitały. Kolejny dzień przejechałem na skuterze z moim kumplem, dzięki czemu mogłem poczuć, jak to jest być ulicznym rajdowcem z krwi i kości… uwierzcie, że mimo doświadczenia ze Sri Lanki, Wietnam ma wysoko postawioną poprzeczkę pod względem trudności jazdy i ogarniania sytuacji na ulicy…
Najśmieszniejsze jednak z tego wszystkiego wydają się być kaski, które mimo, że należy mieć na głowie obowiązkowo, to przypominają bardziej tradycyjne czapeczki z daszkiem…. również pod względem grubości xd
🌍
W Ha Noi warto zjeść w jednej z lokalnych knajp egg coffe. Nie wciskam kitu… to bardziej wietnamczycy podczas “panowania “ francuskich kolonistów postanowili wcisnąć jajko do uwielbianej przez “okupantów“ kawy… i… nie był to wcale zły pomysł 💡.
W centrum Ha Noi każda ulica zdaje się być podpięta pod konkretną branżę… Na przykład na jednej znajdziemy same zakłady fryzjerskie, na innej zielarzy, którzy sprzedają chińskie różności zdrowotne,na kolejnej same zakłady, w których można naprawić wszystko – od roweru po pralkę… I tak dalej i tak dalej…
Miasto naprawdę można polubić, da radę nieźle się zabawić, ze względu na ogromną ilość barów, pubów, restauracji, knajpek i knajpeczek, pomiędzy którymi przewija się tysiące ludzi.

O komunizmie przypominają nam oczywiście flagi, które w Polsce długo by pewnie nie powisiały, park Lenina, z wielkim pomnikiem tego jegomościa oraz mauzoleum Ho Chi Minh’a, czyli bohatera narodowego, którego twarz zobaczymy na każdym banknocie w Wietnamie, a że był on komunistą i walczył przeciwko francuzom i USA, zatem poświęcono mu sporo uwagi i na pewno o nim usłyszycie gdy przyjedziecie do Wietnamu…
Kiedy wreszcie nadszedł czas na wyruszenie w kierunku wschodniego wybrzeża, pogoda oczywiście nie dopisywała. Wskoczyłem zatem w wielki płaszcz, który kupiłem za grosze w Bangkoku i niczym Buka w stronę Muminków, szedłem w kierunku wylotówki… Postanowilem zrobić eksperyment społeczny i po prostu iść, nie próbując zatrzymywać samochódow… tak! Wietnamczycy są jednak pomocni! 😁
Kilka razy porzucono mnie skuterem do przodu, nawet o kilka kilometrów…
Do Ha Long dojechałem późnym popołudniem… po drodze zrobiłem zakupy na wieczór, ponieważ w planach miałem nocleg na plaży, żeby z rana wskoczyć na prom 🚢 i udać na wyspę, z której można wziąć łódkę i pływać wśród wystających z wody skał…
Miejsce na kimanę miałem ogarnięte, z polecenia ruskich autostopowiczów… 😂
Dotarłem przed zmrokiem i nie mogłem się nadziwić jak wiele po drodze minąłem opuszczonych hoteli, posesji, niedokonczonych domów i willi…
Wymarłe resorty wręcz zapraszały aby wejść i kimnąć się w jednym z budynków, bądź “prywatnych plaż “…
🌍
Ja uwaliłem się pod jedną z wielu palemek, i chrupałem chlebek mając przed sobą piękny widok zatoki Halong Bay…
Po kilkunastu minutach chrupania znudziło mi się i spojrzałem czy nie ma wi fi… Bingo…! Zero ludzi, plamy, puste resorty i wi fi 😂😎 można balować!
Dla chętnych wstawiam screena lokalizacji w fotorelacji z tego miejsca…
Z samego rana wstałem szczęśliwy, ale szybko uśmiech zniknął mi z twarzy kiedy zobaczyłem że „pizga jak w Kieleckiem”, całą noc padało i trzeba było mokry namiot jakoś zwinąć.. Ehhh… 😂 pomyślałem jednak że w Polsce – 10 i po chwili znowu się uśmiechalem…
O 8 rano wskoczyłem na lokalny prom, którym dostałem się na wyspę Cat Ba. Tam lokalnym busem przedostałem się na drugą stronę wyspy do portu, gdzie dowiedziałem się że lokalnej łódki w niedzielę nie ma i mogę tylko zapłacić za wynajem prywatnej.
😂 oczywiście podziękowałem i w sumie cieszyłem się też trochę, pogoda dupaśna wszystko we mgle, chociaż widoki z plaży oraz promu na wyspę rekompensowały trochę….
Postanowiłem zwiedzić jedną z jaskiń, w której podczas wojny w Wietnamie znajdował się szpital… zdecydowanie odradzam, w środku pusto jak u mnie na talerzu 5 minut po tym jak mój tato zrobi lasagne…😂
Do przygód tego dnia zaliczam jeszcze zagubienie portfela… Tak, tak… Wypadł mi z saszetki, zorientowałem się po 30 minutach i zdesperowany biegałem szukając zguby…
W środku forsa, karta kredytowa, dowód, prawko i karta ubezpieczeniowa… 😂 dlaczego wszystko trzymałem razem? Bo wydawało mi się że nigdy nie zgubię…
Gdyby nie to, że turyści z Chile znaleźli go i zanieśli do informacji turystycznej, utknąłbym na wyspie bez pieniędzy i dokumentów… 😂
Też przygoda, ale od razu rozdzieliłem wszystko po 3 torbach i saszetkach… teraz trudniej będzie mi odpaść z gry… A byłem blisko 🤣
No ale coś ewidentnie trzyma mnie przy tej podróży więc śmigam dalej! 😁
Kolejną noc też spędziłem na plaży, a z samego rana autostopem dojechałem do Mong Cai, miasta granicznego z Chinami… Chiny to kraj, który zawsze mnie inspirował,właściwie od małego. Przez swoją kulturę, historię i odmienność… nawet kiedyś ubzdurałem sobie, że chcę mieć żonę chinkę… 😂 Nigdy nic nie wiadomo!

Już jutro Chiny 🇨🇳 😎😍😍😍😍

#autostopembezgranic

Skomentuj