#48 Japonia

Japonia part 2
Kolejne dwa dni spędziłem w Kyoto…
Jako, że wszyscy polecali mi to miasto i opisywali jako taką trochę stolicę kultury, z ciekawymi zabytkami do obejrzenia zdecydowałem się tam pojechać…

Dojechałem autostopem dość szybko, autostrady pięknie łączą wszystkie miasta w Japonii… Pięknie łączą, ale też pięknie kosztują 😂 porównałbym cenowo do Francji… łatwo wydać 100 zł.. 😂

W Kyoto zatrzymałem się na dwie noce u couchsurferki… dzięki niej zapoznałem kilku studentów zagranicznych… Na Polaków niestety się nie natknąłem…
Pogoda jak na złość się zepsuła, a ja wpadłem trochę „w dołek”…

Zwiedziłem jedną z najważniejszych świątyń w mieście, należącą do buddystow Zen, japońskiej wersji tej religii, obfotografowalem wieżę Kyoto oraz piękny dworzec…
Powłóczyłem się po centrum i zgubiłem kilka razy w ciasnych uliczkach, w których stare japońskie domy stały w ścisku jeden obok drugiego…
Nie byłem zachwycony… Nie dlatego, że Kyoto nie jest piękne – zapewne brzydka pogoda i kilka głębszych przemyśleń sprawiły, że nie czułem się tutaj dobrze… za duży tłok, za dużo turystów, za duży chaos…
Nie czas na filozofowanie

Po dwóch dniach spakowałem plecak i ruszyłem luźnym krokiem ku service station, z którego mógłbym pojechać gdzieś dalej – w bardziej spokojne miejsce… 😂
Na liczniku w parę godzin nabiłem 20 km… po drodze miałem okazję przejść przez kilka cichych i opustoszalych w niedzielny poranek miasteczek… czekała mnie też przeprawa przez las, gdzie naładowalem ponownie baterie, wdychajac wreszcie świeże powietrze… Zdecydowanie lepiej się czuje w takich miejscach 😁😋
Ciekawą sprawą jest dla mnie kwestia cmentarzy w Japonii… są nieogrodzone, rozproszone i można je spotkać praktycznie wszędzie – nawet metr od zabudowań … 😂 Wiadomą sprawą jest, że japończycy mają w zwyczaju kremować ciała … No ale nie zmienia to faktu, że niefajnie jest wyjść z domu o poranku i pierwsze co, to zobaczyć nagrobki….

Noc spędziłem na stacji benzynowej, skąd miałem fantastyczny widok na jezioro Biwa… największe wrażenie zrobił na mnie wschód słońca o poranku…
Poprawil mi się trochę humor – zdecydowałem się wrócić do znajomych z Kanazawy… 😂 w nocy zimno – a jak już wiecie mój ekwipunek nie jest zimno-odporny.
Zostawilem przyjęty z otwartymi ramionami…
Spędziłem w Kanazawie kolejne kilka dni, które poświęciłem w większości na pomoc pewnej kobiecie w „ogarnięciu” domu po przeprowadzce – pomogłem jej zrobić takie trochę “mieszkaniowe rewolucje “
… Miala z tym niemały problem i słabość do zbierania różnych rzeczy – także tych bezużytecznych…
Zaraziłem ją, jak mi powiedziała “pozytywną energią “ i po 3 dniach roboty i ogarniania chałupy, wraz z resztą znajomych odpaliliśmy kominek i z satysfakcją przyglądaliśmy się efektom naszej ciężkiej pracy…

Świetne uczucie, sprawić komuś radość i dać pomocną dłoń – dla mnie było to ciekawe doświadczenie, na czym również zyskałem, ponieważ kilka ciekawych rzeczy, które znaleźliśmy wśród sterty pudeł,dostałem jako prezent.

Po zakończonej robocie obwiezli mnie po mieście,zwiedzilem zamek w Kanazawie,przepiękny park, a na koniec wybraliśmy się w góry i po dobrym trekkingu dotarliśmy do obserwatorium, skąd przy pomocy teleskopów i lornetek można było obserwować żyjące w okolicy zwierzęta – nam udało się trafić na czarnego niedźwiedzia, co podobno jest dosyć rzadkie…
Pojechaliśmy też do łaźni – basenu z wodą termalną -” Hot spring “- W Japonii jest to dość popularne, ze względu na dużą ilość miejsc gdzie taka woda występuje….
🌍 💪
Mega relaks, ale po kilkunastu minutach musiałem wyjść, ponieważ woda była za gorąca.. Czułem się jak kurczak w rosole – o ile on coś czuje…

Jedzeniowo podczas tego pobytu w Kanazawie to sobie dogodziłem… Pierwszego dnia zostałem poczęstowany sushi 🍱 i powiem szczerze – najlepsze jakie w życiu jadłem – polecam to z tuńczykiem – pierwszy raz go jadłem tuńczyka nie z puszki xd

W następnych dniach w kuchni szefem byłem już ja…
Zaserwowałem curry 🥘 z przepisu prosto ze Sri Lanki 🇱🇰… Tradycyjnie ostrego nie pożałowałem i dzieci zbytnio się nie najadly… 😂 😂 ale reszcie smakowało
Nie mogło zabraknąć też mojego ukochanego włoskiego żarcia – urządziłem sobie mały food porn i przygotowałem gar pasty 🍝 z sugo (sosem) na trzy dni żarcia – nikomu się nie znudziło!
Do tego oliwa z oliwek którą momentami wręcz piłem z butli jak jakiś oliwoholik po nieskutecznym odwyku 😂😍😍
5 dni minęło mi szybko, może i za szybko, bo nim się obejrzałem – stałem już przy drodze z kartonem z napisem TOKYO OR PARIS – nie bez przypadku – już tłumaczę dlaczego…

Otóż dwa lata temu kiedy w wieku 18 lat wybrałem się na pierwszą dalszą autostopową podróż do Francji, na kartonie namazałem napis : FRANCJA ALBO TOKYO…

Wówczas, te dwa lata temu Tokyo wydawało mi się absurdalnie nieosiągalne… teraz stoję tutaj kilkanaście kilometrów przed stolicą Japonii i wiem że mogę wszystko… 😂

Ostatnią noc przed wjazdem do Tokyo spędziłem na stacji benzynowej 20km przed miastem … podrzucil mnie tu pewnien byddyjski ksiądz… Tak tak nazwał się księdzem – nie michem…
Nie wiem dokładnie do jakiej odmiany buddyzmu należał, będąc spadkobiercą ponad 500 letniej rodzinnej tradycji, ale wiem, że nigdy w życiu nie spotkałem tak wyluzowanego gościa z pełnym dystansem do spraw religijnych.
Tamtego wieczora zostałem zaproszony jeszcze na tajskie danie i w ramach przypomnienia sobie smaku pobytu w tym kraju, zamówiłem Changa do popitki, tak żeby w 100 % wczuć się w tajskie klimaty…
Kolejny dzień był moim ostatnim dniem stopowania w Azji… miałem dużo przemyśleń, dużo myśli w głowie i podsumowań ale nie będę teraz o tym pisał… Za długo by się rozpisywać, a nie w tym rzecz… moze kiedyś będę miał okazję napisać o tym osobny post, albo kiedy się spotkamy gdzieś, po prostu zapytajcie! 😁
Ostatni stop okazał się strzałem w sto jeden, o ile taki istnieje… W każdym razie zostałem zaproszony przez pewna rodzinę do Hiltona pięciogwiazdkowego, w luksusowej dzielnicy Tokyo na wykwintne danie w specjalnie oddzielonym pokoju… tego się nie spodziewałem i nie przeszłoby mi przez myśl, że trafi mi się taka uczta na sam koniec 🔚!
Na kolejne dwie noce zarezerwowałem sobie hostel… zaoszczędziłem sporo kasy przez ostatnie 16 dni pobytu w Japonii, a chcąc zwiedzić miato, potrzebowałem punktu wypadowego…
O Tokyo mógłbym pisać bez końca… przejechałem podczas tej wyprawy przez 23 kraje i zajęło mi to 7 miesiecy…
W niecały kwadrans w Tokyo zdążyłem zobaczyć ludzi z całego świata, tysiące odmiennych kultur, subkultur – co tylko sobie można wyobrazić…
Setki ludzi przewijajacych się przez ulice, zatłoczone metro, rozświetlone i głośne ulice w dzielnicy Shinjuku i Shibuya, gdzie oczopląsu można dostać od wszystkich nachodzących na siebie reklam i kolorowych banerów… Futurystyczna metropolia z wielkimi perspektywami, pełna dziwnych miejsc, uliczek, nietypowych ludzi z całego globu….
Cały ten chaos i bałagan w jakiś idealny sposób współgrał z porządkiem i czystością …

Miałem okazję zobaczyć najwyższszą na świecie wieżę – TOKYO SKYTREE ( 623M), oraz mniejszą ale łudząco podobną do wieży Eiffle’a – TOKYO TOWER…
Wieczorem wybrałem się do dzielnicy portowej, żeby zobaczyć słynny rozświetlony most RAINBOW BRIDGE…

Od czasu do czasu można „natknąć się” na jakiś park, w którym da się trochę odpocząć od całego tego rozgardiaszu, a na dachach budynków można znalezć boiska do piłki nożnej bądź tenisa czy koszykówki, gdzie wieczorami zmęczeni pracą tokijczycy, którzy przez większość dnia jak mrówki kręcą się po miejskich korytarzach, odziani w eleganckie ciuchy, przychodzą odreagować …
Inni mają w zwyczaju spędzać czas wolny w super popularnych tutaj “amusment parks” czyli ogromnych salonach z grami – wszelkiego rodzaju – loterie, hazard… czego dusza zapragnie…

Ogromne centra handlowe kuszą ledowymi napisami, w wielu sklepach można przetestować najnowsze technologie, które dopiero wchodzą na rynek…
Tokyo to miasto, które nigdy nie śpi… , ludzie ciągle się gdzieś kręcą, sklepy, restauracje i kluby otwarte są przez całą dobę – jeżeli szukacie swojego miejsca na świecie – przyjedzcie do Tokyo, a na pewno je znajdziecie…
Ciężko jest wytłumaczyć klimat i atmosferę miasta… nie można określić tutaj ścisłego centrum… każde miejsce jest swego rodzaju centrum – centrum innego świata… a tych światów w Tokyo jest nieskończenie wiele…. 😁
Spędziłem tu tylko dwa dni, ale muszę powiedzieć, że jest to miejsce do którego na pewno kiedyś wrócę…
#autostopembezgranic

Skomentuj