#42 Chiny

Chiny part 4

Do Fuzhou dojechałem póznym wieczorem… wylądowalem na obrzeżach, a do mieszkania mojego kolejnego hosta z couchsurfingu miałem jakieś 15 km… Co robic?
Znalezć odblokowany rowerek i włączyć się w ruch uliczny ! 😛
Rzuciłem się na czasówkę i przetyrałem nogi pedałując 😀
Taka walka z samym sobą na jednobiegowym rowerku, ciekawa sprawa, szczególnie kiedy w polowie drogi słyszysz glośne
– ” traaaahhhhh” – próbując ubrać ten dzwiek w słowa – rozdarły mi się portki w kroku…
No to bigos pomyślałem. A kiedy spotkalem się z francuzką, która zaoferowała się mnie przenocować na dwie kolejne nocki, nie miałem odwagi odwrócić do niej tyłem haha 😀
Fajnie było poznać kogoś z Europy i posłuchać, jak to jest pracować w Chinach… Początkowo podobno super, po jakimś czasie frustrująca może zdawać się odmienna kultura i przyzywczajenia, ale koniec konców Chiny da się lubić 😀 Takie slowa uslyszałem od francuzki, która pierwszego wieczoru zrobiła mi niespodziewankę i wyjęła z lodówki PRAWDZIWE , francuskie żarcie – PRAWDZIWĄ kiełbasę, SEERR!!! I WIIINOOO 😀
Z udobruchanym żołądkiem, kolejnego dnia wyszedłem na zwiedzanie Fuzhou, miasta, które wydawało spokojniejszym od innych… Trafiłem na poniedziałkowy, słoneczny poranek 😀 Mało ludzi na ulicach, a drzewa i kwiaty rozkwitały, dając prawdziwą wiosenną aurę 😀
Fuzhou jest raczej historycznym miastem, a słynie przede wszystkim z tzw. 3 lanes and 7 alleys, czyli dzielnicy starych chińskich zabudowań z charakterystycznymi zawijastymi dachami , porozcinanymi „3 scieżkami i 7 alejkami ” , krótko mówiąc, wąskimi dróżkami, odchodzącymi od głównej alei na prawo i lewo, skrywającymi liczne knajpki, warsztaty i sklepiki, w których można dostać m. in bardzo drogi kamień z tego regionu, oszlifowany i obrobiony przez lokalnych mistrzów-rzemieśliników…
Warto tez wspiąć się na górę w parku Wu Shan , gdzie w towarzystwie rozkwitających drzew brzoskwiniowych można pobłądzić wśród starych świątyń.
Kiedy zszedłem na dół, chodząc dalej po wąskich alejkach „starego miasta”, poznałem chińczyka, który od kilkunastu lat mieszkał w Nowym Yorku. Fajnie bylo zamienić kilka zdań, zaprosił mnie na tradycyjne chińskie żarcie – Fish balls – czyli kulki rybne wypełnione w środku czymś w rodzaju- słodka cebulka … wszystko to serwowane w zupie, którą my nazwalibyśmy rosół 😀
Jak sie pózniej dowiedziałem, kilkanaście lat temu, podczas największych migracji i „ucieczek” z kraju – bardzo wielu chińczyków wyemigrowało właśnie z portu w Fuzhou, który czynnie brał udział w organizowaniu takich „rejsów ” 😀
Wielu z nich chce teraz wrócić do Chin, ponieważ zmiany jakie nastąpiły przez ostatnie kilkanaście lat sprawiły, ze w kraju znacznie polepszyły się warunki życia i zarobki 😀
Pod koniec dnia przypomniałem sobie, że calutki dzionek „popylam” z dziurskiem w portkach na tyłku… zacząłem więc poszukiwania krawcowej… Znalazłem takową zupełnie przypadkowo i za 5 ziko elegancko z podwójnym szyciem zakryła co trzeba 😀
W dzień słońce dogrzewało, ale nocą robiło się chłodno 😀
Wieczorem poszliśmy z moją nową kumpelą z Francji na kolacje do jej chińskiej przyjaciółki, która zaserwowała nam noodle z mięsem i warzywami , a na nasz francuski ser skrzywiła się z niesmakiem… ehh… nigdy nie zrozumiem chińskiego rozumowania, co jest smaczne a co nie 😀

Na dobiteczkę napiliśmy się po puszeczce piwka, które w chinach nazywają „pidzioł” i nie wiem dlaczego, ale do złudzenia kojarzy mi sie z angielskim „pigeon”, czyli gołąb —
Tego samego wieczoru, wracając ,oczom nie moglem dowierzyć, kiedy w automacie, w którym zwykle w Polsce wrzucamy monety i możemy kupić colę lub 7 daysa , w Chinach można dostać jajka… tylko jajka…!!!
Tak więc jeżeli wraca się z biegania lub treningu i chce się pić, nie ma co się cieszyć na widok takiego automatu, bo co najwyżej można napić się jajka 😀
Następnego dnia z samego ranka pożegnalem się z francuzką i wskoczyłem tradycyjnie na rowerek… pognałem w stronę metra, dojechałem do ostatniej stacji, wyszedłem na powierzchnię i nagle buch… lunęło z nieba jak z cedra… 😀
Pomyślałem sobie, jaką piekną pogodę macie w Polsce, zarzuciłem kapok i ruszyłem dalej… 😀
” Raz świeci słonko raz pada deszcz , idę do przodu, nie jestem leszcz „

KIERUNEK SHANGHAI !!!
@autostopembezgranic

Skomentuj