#44 Chiny

Pekin !!!

Ścisk, zamieszanie, zapach zupek instant przemieszany z zapachem herbaty jaśminowej unosi się w powietrzu… od czasu do czasu słychać donośne charchnięcie lub beknięcie…
Siedzę przyklejony do okna w ciasnym wagonie, w najtańszej klasie pociągu relacji Shanghai – Pekin…

W ostatniej chwili zdążyłem, nie spodziewałem się takich wielkich kolejek i potrójnej kontroli przed wejściem na pokład, podczas których zawinęli mi nóż…

W jednym rzędzie przy mnie siedzą dwie osoby, miejsca na rozprostowanie nóg nie ma ponieważ niecały metr przede mną siedzi kolejna … Pierwsze godziny jakoś zleciały, ale po całej nocy w pozycji siedząco- wygiętej powoli zacząłem mieć wrażenie, że jakiś zakrzep mi się zaraz zrobi w mózgu i lewej łydce… od czasu do czasu wstawałem i patrzyłem na obrzerających się chińczyków, bardzo dobrze przygotowanych na podróż pod względem prowiantu. Każdy z nich bez wyjątku miał w ręku termosik, z którego z dumą popijał sypaną herbatkę, albo gorącą wodę, którą można było sobie nalać na początku składu…
Po 16 godzinach męczarni dotarłem wreszcie do stolicy… 1500 km przejechane, czas na trochę odmienny klimat… w powietrzu dało sie wyczuć rzezkość i trochę chłodu…
Pekin stał przede mną otworem… bardzo różnił się od , nowoczesnych miast które zwiedziłem jadąc od południa wzdłuż wybrzeża….

Stolica tego ogromnego kraju na pierwszy rzut oka potwierdzała to, co mówili mi ludzie – systemowe miasto – perełka rządu, to tu najbardziej da się wyczuć komunistyczny klimat, a ilość policji i służb porządkowych na ulicach i przy wejściach do metra robi duże wrażenie… Ma się odczucie, że wszystko jest „na pokaz”… Ogromne molochy dominują w miejskim krajobrazie – najczęściej siedziby banków i inne biura rządowe…
Jak się pózniej dowiedziałem, w tym czasie miały się odbyć w Pekinie jakieś ważne spotkania i wydarzenia.
Wystarczyło jednak przejechać trochę dalej od centrum, aby zabłądzić wśród słynnych pekińskich hutongów, czyli ciasnych alejek, które do dzisiaj mają niepowtarzalny klimat…
Wieżowców nie widać, raczej niska, tradycyjna zabudowa.

Najbardziej reprezentacyjną jest ulica Wangfujing, na której roi się od turystów. Jednych szukających czegoś dla siebie w prestiżowych sklepach znanych marek, innych chcących spróbować tradycyjnej kuchni chińskiej i przekąsek w postaci skorpionów czy karaluchów;

Na kilka dni zacumowałem w hostelu… zaoszczędziłem przez cały pobyt w Chinach i teraz mogłem sobie pozwolić na odrobinę luksusu… Poznałem innych podróżników, m.in dwóch ziomków z Francji, z którymi wspólnie zwiedziłem Pekin…

Pierwszego wieczoru, za namową poszedłem do teatru. Po zakończeniu, nie żałowałem ani złotówki wydanej na bilet… Idąc zupełnie w ciemno, trafiłem na „Sailing the silk road”… czyli historię Marco Polo zaprezentowaną w postaci tańca i muzyki… Świetna sprawa, szczególnie, że prawie we wszystkich miejscach, przez które przejeżdżał Marco już byłem… ah gdybym żył w jego czasach

Obowiązkowym punktem do zobaczenia w Pekinie jest słynne Zakazane Miasto, jedna z najbardziej popularnych i dochodowych atracji turystycznych na świecie… Odczekaliśmy swoje w kolejce, przyglądając się tłumom chińczyków pstrykających fotki i śmiesznemu robocikowi, który był podobny do tego z gwiezdnych wojen i przekazywał jakieś komunikaty po chińsku oczywiście

Od dziecka marzył mi się ten Pekin… zupełnie nie planowałem przyjechać tutaj podczas tej wyprawy, a jednak stało się… Trudno czasem wytłumaczyć sobie, że to się dzieje tu i teraz, że stoję przed miejscem, które było dla mnie tylko kolorowym zdjęciem z encyklopedii, a teraz wreszcie mogę zobaczyć na własne oczy, dotknąć…
Zakazane miasto jest warte odwiedzenia, chociaż setki turystów utrudniają wczuć się w klimat tego miejsca… dużo przestrzeni pomiędzy bramami i pałacami … piękna architektura chińska, setki lat historii, niestety wiele uległo zniszczeniom podczas wojen, m.in inwazji japonczyków…
Mimo tego przeszlismy całe od A do Z , wychodząc tylną bramą…
Na samym szczycie góry, w parku znajduje się świątynia, a z niej widok na cały Pekin… Świat u stop

Moim codziennym rytuałem podczas pobytu w Pekinie stała się wyprawa do warzywniaka po pomidorki cherry i jabłka, które mimo, że nie byly najtańsze – smakowaly tak, że praktycznie się od nich uzależniłem

Miejscem wartym odwiedzenia w Pekinie jest również Distric 798, czyli tzw. Art District, w którym znajdziemy setki graffiti, galerii, wystaw i ciekawych lokali… fajny pomysł na stworzenie takiego małego półświatka w takim mieście… Warto pójść i znalezć coś, co nas zainteresuje… Jak np. ręcznie wyrabiane instrumenty …

Na mojej liście „must see” znajdował się również Summer Palace, który jest największym i najlepiej zachowanym kompleksem pałacowym w Chinach… Jeżeli mam być szczery bardziej wkręciłem się w klimat tego miejsca, błądząc wsród pawilonów, świątyń i innych obiektów pałacowych, niż w klimat zakazanego miasta, które było pełne turystów…
Na niebie wysoko w górze fruwaly kolorowe chińskie latawce, jak taka wisienka na torcie

To wszystko, o czym Wam teraz piszę to taka mała przekąska przed głównym daniem… a głównym daniem w Pekine jest – Wielki Mur Chiński!!!

Tego dnia, kiedy wybraliśmy się busem na obrzeża, aby wspiąć się na moją małą „Mekkę”, miejsce o którym dotychczas tylko śniłem — akurat padał śnieg… tak haha
Mała anomalia, ponieważ poprzednie dni były słoneczne i ciepłe, a kiedy dotarliśmy do Mutianyu, częsci muru chińskiego, na którą postanowiliśmy wejść… śnieg sypał jak glupi.
Na jednej z wież zrobiliśmy sobie wojnę na śnieżki z chińczykami
Mur robi wrażenie… w szczególności fakt, że jest tak wielki i długi, że widoczny nawet z kosmosu – kawał historii, przez setki lat niezdobyty, aż do czasów Chingis Chana…
21 296 km muru nie przeszlśmy, mimo to dało się pokonać kilka kilometrów. Najwiekszą atrakcją było dotarcie do końca turystycznej części tego odcinka, gdzie wyskoczyliśmy z małego okienka wieży, by chwilę pózniej stanąć na „dzikiej” części Wielkiego Muru Chińskiego… widok zapiera dech w piersiach !!
Szczególnie wielka atrakcja dla naszego kumpla ze Sri Lanki, który dołączył się do wyprawy i po razy pierwszy na własne oczy zobaczył śnieg

W Pekinie udało mi się sprzedać kilka pocztówek, dzięki czemu zarobiłem na pociąg do Qindao… Pociagi w Chinach nie są drogie, jak na takie odległości, ale zawsze jakaś oszczędność… Zle się czułem, trochę przeziębiony , zapchane zatoki i chyba gorączka… ale jakoś tak sobie wkręciłem, że nic mi nie jest i szczerze powiedziawszy pomogło !!!!
Bilet zarezerwowałem na dwie godziny przed odjazdem- czekała mnie cała noc w podróży do Qindao.Miałem przesiadkę, tak więc nie nastawiałem się na długie spanie i chyba nie popłaciło, bo półprzytomny rano wyskoczyłem z pociągu w miasteczku oddalonym od Qindao o 100 kilometrów… zupełnie otumaniony spedziłem tam kilka dobrych godzin….

Wieczorem dojechałem do miasta portowego, gdzie na moje szczęście mogłem zatrzymać się 2 nocki u pewnej chinki z couchsurfingu…. moje ostatnie dni w Chinach dobiegały końca…

Od Korei dzieliło mnie tylko… morze Żółte!!!

@autostopembezgranic

Skomentuj